Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Wielka włóczęga 2011    Ku słońcu
Zwiń mapę
2011
02
lip

Ku słońcu

 
Indonezja
Indonezja, Anom Beach Candidasa Bali
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11112 km
 
Chyba coś tam spałem, chyba, sam nie wiem do końca. Ale co tam, lecimy na Bali. Bali to w moim życiu taki kolejny cel, do którego dążyłem świadomie lub podświadomie. Było ich już wiele, był rejs po Nilu z porankiem w Asuanie, była Dominikana na Karaibach z merenge i baciatą , był plac Jamma el Fna w Marakeszu, była Matmata w Tunezji, gdzie ponoć mieszkał Luke Skywalker, Picasso Cofee Shop w Amsterdamie no i na zawsze numer jeden Angkor w Kambodży ("NIE MOŻNA UMRZEĆ, NIE ZOBACZYWSZY ANGKORU" - tak zafascynowany czarem tego miejsca napisał Somerset Maugham, angielski pisarz i dramaturg.). A teraz będzie Bali, już prawie ryczę ze szczęścia.

Na razie przed New Siam 2 czeka wielkie kombi zdolne pomieścić wszystkie nasze klamoty, klima po Tajsku na maksa (oni mają tylko dwie pozycje regulacji, zero i max) i jedziemy na Suvarnabhumi. Drugi raz "Bangkok nocą" tyle, że w drugą stronę. I znów te autostrady i znów te skojarzenia, a kysz zgiń maro nieczysta. Jestem na wakacjach.

Zaczynamy naszą przygodę z Air Asia. Brat napomknął był wcześniej, że jego znajomy wyraził co najmniej zdziwienie jeśli nie wątpliwość, że mamy latać jakimś tam Air Asia, co to za linia ? Na pewno stare trupy i w ogóle. Bilecik mamy wydrukowany, idziemy do Check Inn (Air Asia ma na Suvarnabhumi cały rząd stanowisk na wszystkie loty, no problem, stajesz gdzie chcesz). Ponieważ ta "egzotyczna linia" za jedyne 5 PLN daje możliwość wybrania sobie miejsc już przy zakupie biletu więc dostajemy "swoje" fotele z widokiem na morze, pozbywamy się walizek i idziemy do 7eleven na kawę. Kawa z rana lepsza niż śmietana.

Potem tylko 2 kilometry taśmociągami do Gate E2 i już spokojnie czekamy w miękkich fotelikach na samolot. Tuż przed szóstą załoga serdecznie zaprasza nas na pokład, spod sufitu "dymi" para wodna, fotele duże i wygodne, samolot pachnie i lśni nowością, i czystością. Chyba wczoraj go odebrali z fabryki. Załoga "smile i welcome on board" , ubrana w równie nowe jak samolot kostiumy a Pan pilot ma minę jakby miał skoczyć na kawę a nie lecieć ponad 4 tysiące kilometrów. Piece of cake po prostu.

6:15 samolot drgnął wypychany przez wózek, zaczynamy co do sekundy. jest dobrze. A320 odrywa się od pasa i stromo pnie się w górę. Nad Bangkokiem wstaje słońce, widok bajeczny. Mniej bajecznie wygląda smog unoszący się nad City i chmurska obecne nad miastem przez 9 miesięcy w roku.

Lecimy na południe, wzdłuż półwyspu Malajskiego. Pogoda zdecydowanie się poprawia z każdym kilometrem. Po niecałej godzince w dole Koh Samui, szmaragdowy klejnot na błękicie oceanu. O kurwa, zaniemówiłem.

Zgłodniałem. Menu w łapę i zamawiamy. Ja "Pak Nasser's Nasi Lemak" a żona "Vegeterian Noodle Bowl" bo to jedyna zupa "no spicy". Lemak był cudowny, miał trzy sosy o różnych smakach, suszone rybki, orzeszki i pyszne mięsko z równie pysznym ryżem. Żona miała uczucia mieszane. Rosołek i kluski były OK. Ale to COŚ co tam pływało mogło być wszystkim tym, co my uznajemy za niejadalne a Azjaci wprost przeciwnie. Potem kawka Nescafe "sri in łan" i oglądamy przedstawienie pod nami. A robi się coraz fajniej bo monsun już za nami i chmur coraz mniej.

Za następną godzinkę Singapur i cieśnina Malakka pełna statków. Sam Singapur jak wielka betonowa dżungla, jakoś mnie to miejsce nie kręci. Widziałem z góry, wystarczy. Samolot ostro skręca w lewo i lecimy w stronę Bali. Chmur coraz mniej. Pod nami wyłania się Jawa i jej wulkany. Widać też małe wyspy przy brzegu, otoczone rafami, bajka. Wreszcie zaczynamy schodzić, silniki prawie milkną i ucisk w uszach oznajmia, lądujemy. Jeszcze tylko bajeczny przelot nad dymiącym wulkanem i zostawiamy za sobą Jawę. Przed nami Perła w Koronie, Bali. Samo podejście w Denpasar godne ceny biletu Air Asia, siadamy "na morzu", czyli wąskim pasku pasa startowego, który z obu stron ma morze. Jestem ,"the dream come thru". Z dokładnością zegarka, siadamy co do minuty zgodnie z rozkładem oczywiście. To znaczy odwrotnie, to zegarki można regulować według lotów Air Asia. Taka tam "tania linia"

Wysiadamy, na lewo wizy za 25 USD i dalej prosto pod napis "Za przywożenie narkotyków kara śmierci". Wiedziałem, nie brałem, więc spoko "good morning", paszport, wiza, stempel, podpis i wyłazimy. Przy wyjściu już czeka uśmiechnięty kolo z tabliczką "kristofik". Z dużo się nie pomylili, to na pewno o nas chodzi. Toczymy się na parking, gdzie kolo wyciąga naszyjniki z kwiatów i robi nam "aloha" jak na Hawajach. No to zaraz fotki na pamiątkę, witamy na Bali. Zaczyna się świetnie.

Jedziemy 85 kilometrów na wschód wyspy do miejscowości Candi Dasa. Miałem w planie pożyczyć tam samochód i zwiedzać Bali indywidualnie. Ale po tym co zobaczyliśmy po drodze nie ma mowy. Nie poprowadzę w tym ruchu nawet hulajnogi. Święty Wisznu, dużo w życiu widziałem ale to było szalone. Trzy, cztery rzędy skuterów, samochody, autobusy, ciężarówki,, jak ścieżka mrówek oglądana z góry. I tylko jedna zasada ruchu, nie daj się zabić. Po dwóch godzinach jazdy z rozdziawioną japą wreszcie skręcamy w jakąś polną drogę. Parę podskoków na wertepach i jesteśmy w Balijskiej wiosce nad oceanem. Koniec podróży.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • Witamy na Bali
    rozmiar: 3,60 MB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
BoRa
BoRa - 2011-07-24 15:11
świetne opisy, pełne niezbędnych szczegółów. Jeśli kiedyś poniesie mnie w te strony, chętnie z nich skorzystam. Podróży zazdroszczę!!! fajne zdjęcia.pozdrawiam.
 
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019