Poranek zastał nas w białym mieście przy kawie i rogaliku. I tak będzie przez najbliższy tydzień. Potem basen i ... pakowanie, w końcu mamy się przeprowadzić. Około południa zabierają nas do hotelu Adrar. Moja żona w recepcji odwala numer na "honeymoon" prosząc o pokój z widokiem na ocean. Pan recepcjonista mocno tym rozweselony daje nam klucze i jedziemy na piąte piętro. Otwieram drzwi, rzucam walizki, otwieram balkon i co ? Ano widok na ocean. Poskutkowało.
Po południu poszlismy tylko na krótki spacer. Znależliśmy dobrze zaopatrzony w płyny sklep i wrócilismy na kolację. Po głodzneiu na objeździe mogliśmy się wreszcie najeść, prawdziwy bufet, niezły wybór i marokańskie potrawy. Jest dobrze.