Hotel Fourati położony jest pomiędzy starym centrum Hammamet a nową dzielnicą hotelową Yasmine. Jaśmin, to zresztą znak rozpoznawczy Tunezji i podstawowy składnik tunezyjskich "pachnideł". Na ulicy jest sprzedawany w małych pęczkach, które to należy nosić włożone za ucho. Ale uwaga, dotyczy to wyłącznie mężczyzn. Z pachnidłami w Tunezji jest nieco inaczej niż w naszej kulturze, tu zdecydowanie większą uwagę przykłada się do zapachów dla Panów, kobiety siedzą w domu, więc po co im perfumy. Jak mąż przypadkiem do domu wróci, to może się żoną zainteresuje a może nie. Samotnych pachnących pań przesiadujących w lokalach na mieście raczej nie ma. Tak więc segment męskich perfum jest bardzo rozwinięty, z czego zwykle korzystam przywożąc sobie zapasy na dłuższy czas. Polecam olejki z miejscowymi zapachami dla panów, są bardzo oryginalne i trwałe. Znacznie lepiej pachnąć Sacharą lub Fleur de Sachara niż C-K One lub nie daj Bóg Fahrenheitem.
Wyruszyliśmy więc na kolejny spacer, tym razem do Yasmine. Te niecałe 5 kilometrów okazało się dla mojej żony czymś w rodzaju trasy do Timbuktu, nie do przejścia. Tak kończy się używanie Mazdy lub Lancera zamiast własnych nóg. Ja jestem mniej nowoczesny, więc jeszcze chodzę. Tak więc ledwo doszliśmy. Po drodze na plaży żywego ducha oprócz miejscowych parek ukrywających się przed "opinią publiczną" w zakamarkach nadmorskich. Ale to i tak jak na kraj muzułmański wielki postęp, że się w ogóle młodzi spotykają sami bez nadzoru "rodzinki" jak to wynika z arabskiej tradycji.
W mieście też nikogo nie było, marina pusta, wszystkie jachty zakonserwowane czekają na wiosnę. W sklepach remonty i pustki, więc sprzedawcy mocno natarczywi. Pokręciliśmy się trochę, zrobiliśmy zakupy w "markecie", jedynym zresztą gdzie sprzedają alkohol i wróciliśmy ulubioną metodą żony czyli samochodem. Chłopaki na miejscowych taksówkach musieli mieć styczność z naszymi rodakami bo nie włączają licznika. Tym niemniej liczą tak jak by go włączali, więc klient nic nie traci a właściciel firmy i owszem. Może to zresztą był taki "bunt społeczny" bo należy pamiętać, że parę tygodni po naszej wizycie doszło do rewolucji, jaśminowej zresztą, bo jak by inaczej mogło być w Tunezji.