Sam nie wiem od czego zacząć ? Pewnie najlepiej od początku. Dawno, dawno temu w czasach "głębokiej komuny" Mama przyniosła z pracy kolejny (pracowała w Państwowym Wydawnictwie Naukowym w redakcji Geografii) numer National Geographic. W tamtych czasach "biały kruk". Ja miałem lat naście i z ciekawością nastolatka wertowałem każdy od deski do deski. Ten był poświęcony w olbrzymiej części kompleksowi Angkor w Kambodży. Właśnie trwała wojna w Wietnamie a ja nie mogłem oderwać oczu od wyłaniających się z tropikalnej dżungli budowli, świątyń, tajemniczych bram, niesamowitych posągów i dziwnych twarzy. Zaczytany w Karolu Mayu zobaczyłem na pięknych jak zwykle (do dzisiaj zresztą) zdjęciach National Geographic coś, co było jak ilustracje książek przygodowych, ale to było naprawdę. Tyle, że ... na końcu świata. Świata, który był przede mną zamknięty. To wyglądało jak marzenie i takim marzeniem miało zostać, na zawsze. Od tego czasu minęło mnóstwo lat, świat się zmienił i ja się zmieniłem. Tylko gdzieś w głębi pozostało coś z tamtego młodego chłopca, marzącemu o tajemniczych królestwach wydartych dżungli. Trochę już się po tym świecie wyjeździłem, "zaliczyłem" cały Egipt i parę innych fascynujących miejsc. Szukając w necie celu następnego wyjazdu trafiłem na promocję nowej wycieczki Triady - Tajlandia i Kambodża. I wtedy To skrywane przez lat tyle wróciło, wróciło z cała mocą ekscytacji nastolatka. I nie było już wyjścia, skoro to co niemożliwe okazało się na tyle proste, że wymagało tylko zgromadzenia niemałej niestety ale osiągalnej ilości gotówki to ... od razu zapłaciłem zaliczkę i już. I 30 stycznia 2007 roku sen się spełnił. Nie opiszę Wam Angkoru bo ... tego co przeżyłem opisać nie potrafię. Spełnione sny są czymś tak wyjątkowych, tak intymnym, że nie sposób się nimi podzielić. Ale, wierzcie mi, To było warte nie tylko pieniędzy, które zapłaciłem, było warte też czekania przez 40 lat.
"Nie można umrzeć, nie zobaczywszy Angkoru" - napisał angielski pisarz i dramaturg, Somerset Maugham i miał facet po prostu rację. Tak mnie walnęło, że ... wróciłem za dwa lata prawie na tydzień, żeby zobaczyć więcej, ale to już osobna historia.