No, to jesteśmy w Kijowie. Co za buda ? Jakiś barak w stylu starego Okęcia z lat siedemdziesiątych, trochę "blasku" sklepów wolnocłowych rodem z "Pewexu", generalnie zalatuje wspomnieniami z młodości, gdy nawet paszportu nie miałem, co tu mówić o podróżach do Tajlandii. Poczułem się więc jak bohater tamtych czasów zmierzający do Tajlandii w celach bynajmniej nie turystycznych lecz sensu stricte handlowych. Tylko, że nic "na handel" nie miałem a co stamtąd przywieść też nie wiedziałem i jak się okazało potem, do końca się nie dowiedziałem. Ale to już zupełnie inna historia. Tak więc koczujemy na tym "lotnisku" i wymieniamy poglądy z nowo poznanymi uczestnikami wycieczki. Czas szybko leci i już ładujemy się do rękawa. Pierwszy raz lecimy większym samolotem, B 767 robi wrażenie, mamy uczucie, że chyba naprawdę lecimy gdzieś daleko. Wrażenie to poparte jest świadomością prawie 10 godzinnego lotu przed nami.