Jak wróciłem to towarzystwo pokrzepione Changiem z 7eleven wali do mnie, że oni chcą się bawić. Brat chce też garnitur od Armaniego a bratowa zegarki Coco Chanel, Dolce Gabana i okulary Roy Bana i to już. A ja nawet palcem od nogi ruszyć nie mogę. Ale sam się przecież lansowałem na "Tour Guide" to teraz mam za swoje. Ale najpierw relaks i bufet.
No to jazda, teraz będzie to po co ta cała banda tu przyjechała. Zakupy, zakupy i ... zakupy. Idziemy rączo w Rambuttri i po kolei każdy "stall" czeszemy równo. W tym tempie przez 3 tygodnie nie dojdziemy nawet do Khao San Road a plany mamy cokolwiek inne. Olewam ich, walę soka z pomarańczy, ananasa, mango sliced i mam w dupie. Przeszlismy ze 100 metrów i stop over na dłużej, trafiliśmy na hinduski "Tailor". Brat z bratową myk, i tyle ich widziałem. Po godzinie wyszli, japy roześmiane i zeznają. Za jedyne 1000 PLN brat obstalował dwa garnitury z katalogu Armaniego, wełna z kaszmirem pierwszy gatunek. Do tego dwie koszule i po dwa krawaty, cienkie i grube. Jutro miara a jak wrócimy 18 lipca to ma już być do odbioru. Jeden problem z głowy.
Resztę Rambuttri zrobiliśmy bez problemu bo tam same knajpy dla technokratów to znaczy techno tam grają. Bierzemy zakręt w prawo i azymut na Khao San. Łatwo nie będzie, po drodze wilków ze stoiskami jak mrówków. Te sto metrów szliśmy z godzinę.
Wreszcie przedsionek piekieł, wejście w Khao San Road. Królestwa kiczu i tandety, miejsca gdzie przecinają się wszystkie azjatyckie szlaki. Tu można wszystko kupić od czterech tajek w jaccuzzi (jak bonie dydy, facet nam fotki pokazywał) do biletów na oba bieguny, szmat, szmatek, przekąsek, gadżetów i ... nigdy tego nie spamiętam. Zresztą po co ? Z każdej knajpy wali muzyka a knajpa koło knajpy, razem jak się to zleje to jak ryk startującego A380. Changa podają najchętniej w 3 litrowych dzbanach, po cholerę sobie co chwila głowę zawracać napełnianiem. My zaczynamy od okularów, 15 minut i każdy ma po pół tuzina w plecaku, same "firmówki", Roy Ban, Wans, Coco Chanel, Dior, Dolce Gabana. Ceny umiarkowane od 10 do 20 PLN. Uff problem okularów mam z głowy.
Ja tam w międzyczasie złapałem z 5 kiecek dla córki, prosta robota. Idziesz sobie i lukasz po stallsach jak ci co wpadnie w oko to łap i po krótkim negotiation cena spada o około 20% ( to nie arabia, tu pierwsza cena jest niewiele wyższa od ostatniej, nie radzę jak z arabami proponować 10% ceny, Taj się obrazi i nie ma gadki) i szmata ląduje w plecaku.
Jak doszliśmy do końca to nie tylko ja miałem dosyć, oni na szczęście też. Powrót trwał zatem nieco krócej i wreszcie zalegliśmy w New Siam 2. Jeszcze tylko relaks z napitkami i drobnymi przegryzkami i do Kings Bed. Ledwo się położyłem, światło zgasło.